Pierwszy bieg w 2024 roku – Zbój!


13 stycznia ok 6 rano zebraliśmy się w trasę do Bielsko-Białej na pierwszy bieg w tym roku. Zima bez szału, ale na śnieg i lód w Beskidzie Śląskim można było liczyć. Po drodze zatrzymaliśmy się na Orlenie na kawę i ciastko, przez co później musieliśmy się zatrzymać jeszcze na BP i przed startem jeszcze raz w toalecie. Po zrzuceniu zbędnych kilogramów i spuszczeniu wody meldujemy się kilka minut przed startem na Błoniach skąd miał ruszyć bieg.

Ja bardziej z przodu po wymyśliłem sobie, że powalczę o dobre miejsce, może nawet w pierwszej dziesiątce, Ewa bliżej końca bo po chorobie to nie ma co nastawiać się na bicie swoich rekordów.

Ruszyłem z kopyta!

Pierwsze trzy kilometry z tempem w okolicach 5 minut na kilometr, a jakieś lekkie podbiegi też tam są co oczywiście poskutkowało przepaleniem się na starcie i już na czwartym kilometrze pod górkę miejscami maszerowałem. Dramat, rok wcześniej biegłem jeszcze kawałek pod kolejką. Szarpałem coś do przodu, szacowałem, że jestem ok 20 miejsca, ale jak co chwilę mnie ktoś wyprzedzał, a ja tylko sporadycznie to już wiedziałem, że podium i top 10 trzeba odłożyć na inny bieg.

W ogóle na podejściu na Szyndzielnię mój brzuch zaczął strajkować i tak jak w dolnej części podejścia, myślałem, że tam umrę to w połowie żałowałem, ze nie umarłam na dole. Mega ciężko było.

Przy górnej stacji podniosłem się psychicznie i za cel minimum oprócz dobiegnięcia założyłem sobie przegonienie Odry Opole. Cały bus ich przyjechał, wszyscy poubierani od stóp do głów, więc łatwo było ich rozpoznać na biegu.

Nie wywalić się, nie wywalić się...

Nie wywalić się, nie wywalić się…

Złapałem drugi oddech i z okolic 80 pozycji zacząłem znowu wyprzedzać tych którym brakowało siły po podejściu na Szyndzielnię. Od 8 kilometra na zbiegach to już się puszczałem bez hamulców i leciałem va banque. Albo gleba, albo do przodu. Kilka razy mogła być jednak gleba, ale szczęliwie doleciałem do mety co chwilę wyprzedzając jakieś barwy Odry. Na ostatnich kilometrach zszedłem z czasem poniżej 4minut na kilometr i raz wyprzedziłem ciągiem z kilkanaście osób co pozwoliło mi zakończyć bieg na 59 pozycji z czasem 1 godzina 40 minut.

Czas dokładnie taki jak chciałem osiągnąć planując bieg (mimo postojów i marszu na podejściach) więc jestem zadowolony. Rok wcześniej tak czas dałby mi ok 10-15 miejsce. W tym roku ilość harpaganów na trasie i warunki sprawiły, że kilka osób pobiło rekord trasy, a czołówka to o około pół godziny podniosła poprzeczkę do góry.

Atmosfera i organizacja jak zwykle super, zawody godne polecenia, na mecie poza medalami piątki z innymi zawodnikami. Po raz kolejny organizatorzy Zbója stanęli na wysokości zadania.

Upragniona meta

Upragniona meta

Posted on 13/01/2024, in Biegi and tagged , . Bookmark the permalink. Dodaj komentarz.

Autora najbardziej cieszą komentarze...