Stary Robot w cieniu tragedii
Wolny dzień postanawiamy wykorzystać na wizytę w Tatrach, prognozy są różne więc odpuszczamy wysokie i wybieramy Starorobociański Wierch. Byłoby sporo śmiechu i niezłe zaskoczenie gdybyśmy jednak zostali przy poprzednim planie wejścia na Szpiglas bo jak się okazało niektórzy sprawdzali ile Kiełbasy zaprosił Szpiglas na wczasy:)
Budzik ustawiony na 4:00, Ewa od razu przełącza na serie drzemek, ja zajmuje się śniadaniem, kawą i pakowaniem piwa. Wyjazd ok 5:30 i nową trasą dojeżdżamy do Kir gdzie zostawiamy samochód i jeszcze bez płacenia za wejście na teren TPN idziemy szlakiem w kierunku Ornaku. Nie robimy postojów przy schronie i na przełęczy Iwaniackiej, odwiedzamy jedynie ToiToie które są ustawione co kilkaset metrów. Czas mamy dobry, godzina zaoszczędzona do schroniska, kolejne 40 minut do Ornaku i na grzbiecie zwalniamy bo wiatr mocno przyspieszył. Chmury ze Słowacji nawiewa w naszą stronę, podmuchy mają ok 80km/h, ale miejscami widać wysokie więc jesteśmy dobrej myśli. Zaczynamy ostatnie mozolne podejście na wierzchołek, wiatr coraz mocniejszy, Ewa jest sporo lżejsza ode mnie i zdarza się, że wiatr podcina jej nogi, ale ninja musi być twardy. W pięknym mleku do którego już chyba powinniśmy się przyzwyczaić wchodzimy na ten najwyższy szczyt Polskich Tatr Zachodnich. Chwila odpoczynku, zamieniamy kilka zdań ze spotkanymi na wierzchołku osobami i schodzimy przez Kończysty Wierch i kulawiec do Chochołowskiej. Po drodze na Czubiku robimy przerwe na degustacje tego co od rana dźwigam w plecaku i po opróżnieniu drugiej butelki schodzimy. W zimie ta trasa o wiele bardziej przypadła mi do gustu – nie było widać schodów, ani tych pościnanych drzew, Nigdy tego nie pojmę dlaczego jednym nie wolno przespać się w namiocie, albo w kolebie pod szczytem, a inni mogą wiechać ciągnikami i ciężarówami do parku narodwego?!?
W Dolinie Chochołowskiej wynajmujemy rowery i skracamy sobie to niesamowicie nudne zejście o jedną stację, dalej na piechotę i odbijamy na Drogę pod Reglami która doprowadza nas do samochodu.
Na zakończenie dnia udajemy się jeszcze na obiad i browarek, a później już prosta droga do domu w Kiełbasianej eskorcie za Myślenicami.
Podczas powrotu dociera do nas niestety smutna wiadomość o śmierci Władysława Cywińskiego, wybitnego wspinacza, którego podziwiałem nie tyle za to co zrobił w Tatrach i za jego przejścia, co za podejście do Tatr i innych ludzi. Nieraz byłem pod wrażeniem jego opinii na temat niszczenia gór, budowania via ferrat, hoteli, kolejek górskich i dbania o góry które nie należą do nikogo, a które dla niego były domem. Mimo dobrze ponad 70 lat zaskakiwał sprawnością fizyczną i tym, że mimo tylu osiągnięć każdy amator wspinaczki mógł z nim swobodnie porozmawiać. Niestety nie miałem tej przyjemności żeby usiąść z nim przy piwie w schronisku, jedyne moje krótkie spotkanie które pamiętam to jak widziałem Go schodzącego/zbiegajązcego ceprostradą wcześnie rano gdy my dopiero wybieraliśmy się w góry. Zostawił po sobie serie przewodników i książek nie tylko o Tatrach, ale mnie się wydaje, że sposobem swojego bycia zostawił coś znacznie cenniejszego…
Posted on 14/10/2013, in Tatry Polskie, Tatry Słowackie, Tatry Zachodnie and tagged Dolina Chochołowska, Dolina Starorobociańska, Droga pod Reglami, Kończysty Wierch, kulawiec, Ornak, siwe skały, Starorobociański Wierch, Trzydniowiański Wierch, Władysław Cywiński. Bookmark the permalink. 1 komentarz.
Pingback: Jak pogoda nie pozwala realizować ambitnych celów, to zaczynamy kombinować | Turystyka górska i wspinaczka